niedziela, 2 lipca 2017

23

Rozdział XXIII

                Pamiętaj, by nigdy nie tracić światła. Zwierciadło ustawione pod skosem rozszczepi jaskrawą stróżkę, zalewając świat barwą. Nieszczęście tkwi tylko w twojej głowie. Amplituda drgań pozostanie niezmienną, nie odważywszy ruszyć  w przód, aniżeli droga miałaby być trudna. Wiatr, śnieg, huragan – nieważne. Miej odwagę.
               
~

            Dzięki znajomościom, udało mi się uniknąć tego, co nieuniknione większości śmiertelnikom. Nawet nie były potrzebne mi pieniądze, acz spryt i kilka słów, sekretów, które przeraziły ich na tyle mocno, że stracą dotychczasową pracę, powód, dzięki któremu wciąż egzystują na jakimkolwiek poziomie, iż z własnej woli pozwolili mi odejść, nie doszukawszy szerszych przyczyn.
            Idioci… Gdyby tylko wiedzieli kogo trzymali w swoich dłoniach, nigdy nie pozwoliliby mi odejść. No bo, niby czemu mieliby wypuścić na wolność osobę podobną mnie? Planującą mord nie tylko na istotach pozbawionych poznania, lecz także i tych, których zwłoki poddadzą wiwisekcji w pomieszczeniach na tyle chłodnych, by ciało nie rozłożyło się zbyt szybko?
            Carmen spała słodko, gdy wróciłem do domu; biedna usnęła na sofie, przykrywszy wpół białym pledem. Ciemne kosmyki rozsypały się po poduszce, końcówkami stykając z białym, wełnianym dywanem. Przykucnąłem przy niej na moment, w przestrzeni wodząc nad subtelnymi rysami twarzy. Nie chciałem jej budzić, była zbyt piękna i zbyt zmęczona, ażeby odbierać jej ten krótki okres całkowitej nieświadomości.
            Ruszyłem do swojego gabinetu, który zamknąłem od środka na klucz i przysłoniłem rolety, by nikt nie mógł dostrzec zarysu moich planów. Zapaliłem światło i chwytając za sznurek, wysunąłem elastyczną tablicę magnetyczną. Zatyczkę od markera ścisnąłem między zębami dopisując gdzie niegdzie potrzebne mi wytycznie, a następnie oddaliwszy się o parę kroków, przyjrzałem się dziełu zniszczenia stworzonego przeze mnie. Wykreśliłem parę punktów zastępując nowymi, kilka dodałem, inne wyrzuciłem po wieczność. Idealnie. Lecz jeszcze nie pora, by całą tą diabelskość wprowadzić w życie.
            Przebiegunowanie pola magnetycznego naszej planety jest czynnikiem pewnym, niewiadomą – kiedy nastąpi. Za tysiąc lat, dwieście pięćdziesiąt tysięcy, milion, pięćdziesiąt milionów. Tak i oni nie wiedzą, kiedy nadejdzie zagłada. Nieświadomi, iż co nastąpić musi – nastąpi za nic mając niegotowość istot wszelkich.
~

Pocałunek nie może być wspanialszym, gdy czekasz na niego na tyle długo, aż za długo. Nie ten brutalny, zły, zwyczajnie zwierzęcy, lecz ten pochodzący z głębi, gdzie uczucia wiodą prym. We wnętrzu własnych warg czuli wolność, oddanie, przypisanie siebie – sobie. I mogli pogrążyć ich z tym uczuciem, mogli obrócić w niwecz całe ich jestestwo, spalić na stosie. Wśród wszystkich niepowodzeń, które spadły na nich – z rąk własnych, czy postronnych – zawsze będą podążać ku sobie. Prawdą jest, iż nie mieli wyjścia, nie oni wybrali zależność dusz, lecz gwiazdy i los. Każda droga kierowała ku sobie, każdy znak, każde rozdroże, nawet, jeżeli przemierzone samotnie. W transie nie spostrzegli nawet obcego zbliżającego się w ich kierunku, skrzypnięcia otwieranych drzwi, ni kroków przecież tak wyraźnych.
- Czy pan zdaje sobie sprawę, że nieupoważnionym nie wolno tutaj przebywać? – Zagrzmiał ostry, karcący głos tuż za ich plecami; automatycznie odskoczyli od siebie. Źrenice rozszerzyły się, a poczucie wstydu nakazało Billowi schylić wzrok ku podłodze podziwiając kunszt paneli, którą była wyłożona. Narazili się na niebezpieczeństwo, ale co tam mu po nim, przecież i tak nic gorszego niż obraza honoru nie mogą mu zrobić.
            - Przyszedłem, ponieważ chcę wpłacić kaucję za jego wolność. – odpowiedział pewnie po paru minutach, wskazawszy palcem na pensjonariusza za więziennymi kratami wpatrzył uparcie w policjanta, który wyłonił się tak jakby spod ziemi. A może cały czas tu był, może poszedł tylko po kawę, by zaraz wrócić? Pal to licho, ważne było tu i teraz.
            - Zdaje sobie pan sprawę z tego, że to niemała suma?
            - Jestem wypłacalny z każdej sumy, nawet przesadzonej. Proszę przestać zajmować się rzeczami pokrewnymi… – Przybrał oficjalny ton, prostując wyniośle sylwetkę. Znacznie górował nad postacią, której powierzono zwierzchnictwo nad człowieczą wolnością. Banał, rzekłby – w końcu kto może mu cokolwiek nakazać? Indywiduum nie posiada zwierzchnictwa, co najwyżej trwa w zamroczeniu, iż ktokolwiek, jakkolwiek coś mu narzuci. Wola jest potęgą, oświecony nie poddasz się jej z łatwością.  – I zaprowadzić mnie w odpowiednie miejsce, muszę podpisać weksel i przekazać odpowiednią ilość pieniędzy.
            - Niech podąży pan za mną w takim razie. – skinąwszy głową, podreptał w kierunku rozchylonych drzwi, a Bill tuż za nim drepcząc po piętach z niecierpliwości.
            Udali się do biura, z dala słychać było uniesiony głos komendanta głównego udzielającego wytycznych swoim podwładnym. Bill zmarszczył brwi. Doszło do zabójstwa na jednej z ulic, poćwiartowane zwłoki, ofiara przecięta wręcz na pół, wyrwane paznokcie i zęby, inskrypcja na jednym z pogruchotanych nadgarstków, ciało pozbawione krwi. Wygiął wargi w geście obrzydzenia: jak tak można? Ich metropolia nigdy nie była pozbawiona podobnych aktów, ale ten akurat był przesadą. Podszedł do wysokiej lady tuż za policjantem, który – zagłuszywszy podniesione głosy – oznajmił, iż przybył z personą wymagającą, by wpłacić kaucję za jednego z impertynenckich, tymczasowych, pozbawionych wolności osób. Pani siedząca za nią usłyszawszy cel ich wizyty, gestem wskazała drzwi po prawej, unosząc spokojnie z miejsca. Otworzyła je, przepuściła ich przodem, a następnie każdy z nich – oprócz człowieka, który wskazał Billowi drogę – zajęło należne sobie miejsce.
            - To będzie dwadzieścia cztery tysiące dolarów. – Rzekła rzeczowo kobieta po jakimś czasie, przeglądnąwszy spis przewinień. Nachylił się nad nią, szepcząc do ucha:
            - A razem ze zniszczeniem jego kartoteki na moich oczach – ile?
            - Wie pan, że to korupcja?
            - A pani zależy na pieniądzach. Ile? – spytał szorstko, nie biorąc pod uwagę żadnych sprzeciwów.
            Przeszyła go wzrokiem, gryząc dolną wargę. Wahała się, wizja dodatkowego zarobku kusiła… Obejmowała go spojrzeniem niźli złakniona wody w pustynnej suszy, którą nie zwilżyła warg od lat, przecież… A on był taki przystojny, idealny i na pewno dużo młodszy… Żeby go mieć, hm… Mogłaby naruszyć przepisy, czyż nie? A co tam! To przecież tylko jedne akta.
            - Dziesięć kawałków więcej. I seks z tobą.
            Wyprostował się gwałtownie, mierząc dziewczynę od góry do dołu. Przeszył go dreszcz podniecenia, od kostek po jabłko Adama. Była starsza od niego o najmniej dziesięć lat, to prawda. Drobne zmarszczki wyżłobiły jej twarz, ale nie można było zarzucić jej brzydoty. Długa szyja, dekolt odsłaniający jędrne piersi i nęcącą rysę między nimi. Dalej, płaski brzuch, kształtne biodra, kokieteryjnie założona na nogę. Mógłby…? Nie pamiętał kiedy ostatni raz kochał się z kobietą, zawsze obstawiał facetów, ale czy ma zrobić to dla niego, dla Toma? Jeżeli się dowie, będzie wściekły. I na pewno mu tego nie powie, no bo niby, kurwa, jak? Wiesz kochany, przespałem się z administratorką policyjnej recepcji, byleby twoja kariera była nienaruszona? Odpowiedziałby: pierdolić karierę, miałeś być mój. A on… Lubił robić wbrew. Kolejny słodki sekret, tajemnica, której nie pozwoli odkryć nikomu. Widział obrączkę na jej palcu, więc chyba też zależy jej na zachowaniu tajności.
            - Chodź. – Puścił jej oczko, ruszywszy do toalety drugim wyjściem, a raczej: musiał jej poszukać, był tu po raz pierwszy, toteż po omacku w końcu do niej dotarł. Po jakimś czasie dołączyła do niego.
            Schwycił ją za potylicę niemal machinalnie, splątał palce w długości jasnobrązowych włosów, w zatraceniu topiąc wargi w pociągniętych czerwoną szminką ustach. Udo zarzucił na swoje biodro, a spódnica sięgająca nieco przed kolano automatycznie uniosła się wyżej. Pieprząc wszystko co robi, uniósł ją po sam pas, dotarłszy palcami cienkiego materiału jej bielizny; wyczuł, iż masując kwiat jej kobiecości, robi się coraz mocniej wilgotna. Naparł opuszką palca na punkt skryty między płatkami intymności nieznajomej mu kobiety, drażniąc i sunąc niżej, ku drobnemu wejściu w jej fizyczność. Drżącymi dłońmi rozpięła sprzączkę jego paska, wyjałowiwszy nienaprężoną jeszcze męskość z okowów ciasnych bokserek; przesunęła wzdłuż niego wypielęgnowaną dłonią, przez dłuższą chwilę zatrzymawszy na główce, odciągając wrażliwy płatek skóry, odsłoniła żołądź. Zniżyła się do poziomu kolan, bez precedensów zasysając po samą linię jąder. Podniecał się coraz mocniej, oddech przyspieszył, serce wariowało w afekcie tłukąc to o mostek, to pion kręgosłupa. Bestialskość? Nie… Wpływ chwili. Złapała jego pośladki i wpatrując bez wstydu w brąz jego tęczówek, wzięła go głęboko, zatapiając w ciasnocie gardła. Stwardniał, pożądanie sięgnęło zenitu, rósł w jej ustach. Musiał wesprzeć się o biel kafelków, żeby nie stracić stabilności. Teraz nie dziwił się, że Tom lubił kobiety… Potrafiły wspaniale obciągnąć, jednocześnie ofiarowując poczucie wyższości. Wszczepił palce w starannie wypielęgnowaną fryzurę, przyciągnąwszy bliżej łuku swojej miednicy, póki nie zakrztusiła się, a strużka śliny nie popłynęła z kącika jej ust, na szyję.
            Schwycił ją pod pachy i odwrócił tyłem do siebie.
            - Masz gumkę?
            - Biorę tabletki. – wydyszała. – Nie zajdę w ciążę.
            - A wenera? Powiedz, że nie masz wenery – Sapnął, ledwie powstrzymując pożądanie na wodzy. Musiał ugasić pragnienie, te gorejąc, doprowadzało resztki jego rozsądku… Nie, nie rozsądku. Resztki jego męskiego „ja” na skraj przepaści.
            - Czysta.
            Słowom nie można ufać, jak miał łudzić się jej prawdomównością, skoro nie pokładał wiary w samym sobie? Nie spodziewał się takiego biegu wydarzeń, nie był przygotowany, nie mógł naciągnąć na erekcję nieposiadanej prezerwatywy. Odciągnąwszy więc cienki pasek bielizny na pośladek, zatopił oba palce w jej ciasnocie. Jęknęła przeciągle, trochę zbyt głośno, toteż zasłonił jej usta dłonią, odebrał oddech na parę chwil. Drażnił miękkie ścianki jej wnętrza, czując, jak wilgotnieje coraz mocniej, będąc na niego gotowa. Wtem oblókł jej sokami własnego członka, nakierował na nią i po prostu pchnął, oddając chwili. W szaleństwie jego biodra obijały się o jej pośladki, wilgotne mlaśnięcie ich stosunku, jej zgryz zaciśnięty na jego palcach. Pomyślałby, że on, ten, który zarzekał się, że nigdy nie będzie pieprzył kobiet, pierdoli jakąś i to w dodatku na komisariacie.
            Coraz bliżej punktu kulminacyjnego, coraz bliżej… Wsunął dłoń pod jej bluzkę, objąwszy pierś, nadal skrytą za koronką stanika. Obnażył ją własnemu poznaniu, drażniąc zawzięcie sutek, który pod wpływem dreszczy i podniecenia, zdążył się skurczyć. Sam musiał panować nad sobą, nad tlenem zaczerpniętym w płucach i przeponie, nad każdym pomrukiem, warknięciem i głębszym stęknięciem. Mocniej, szybciej, wirował świat, rzeczywistość rozmywała. Zalał ją ciepłym, lepkim nasieniem od środka, aż strużka jego własnej spermy spłynęła po jej udzie, a jej drżące ciało zrobiło się miękkie i wiotkie.
            Uspokajali się przez dłuższą chwilę, aż odzyskali rezon. Ona w pośpiechu poprawiła spódnicę i stanęła przed lustrem, nieumiejętnie próbując skorygowaćfryzurę i rozmazaną szminkę, on zaś naciągnął na siebie bokserki i zapiął spodnie. Podążył za nią, odkręcił kran z zimną wodą i ochlapał twarz, ażeby nie było można po nim poznać, że właśnie kogoś przeleciał.
            - Pieniądze chcesz w gotówce, czy przelewem? – Spytał otarłszy z twarzy krople rękawem bluzy.
            - Przelewem, aby nikt nie widział. Masz przy sobie telefon i zainstalowaną aplikację?
            - Jak najbardziej. Pamiętasz numer swojego konta? – Odpowiedział pytaniem, na pytanie.
            - Mam dobrą pamięć do cyfr, także… - Oparła się tyłem o blat, odchyliwszy głowę w tył. Kątem ,,oka obserwował profil jej twarzy i szyi, żałując, że w przypływie namiętności nie oznaczył jej sobą. Nie, to nie był zalążek miłości… To przebudzony instynkt zdobywcy, który tkwił w nim od zawsze, lecz nigdy nie posiadł sposobności, by się ujawnić. Być może właśnie szereg tych zdarzeń był mu potrzebny, by odnaleźć siebie? Kto wie…
            Wyciągnął telefon z kieszeni spodni, zdziwiony, że nie wypadł podczas „miłosnych” uniesień. Odpalił potrzebną mu aplikację i wykonał przelew, choć wciąż kręciło mu się w głowie. Nie znali swoich imion i tak miało pozostać.
            „It’s so nice to meet you, let’s never meet again”.*
            Po  paru godzinach, które zajęło podpisanie wszystkich dokumentów, a następnie zniszczenie ich w maszynie do cięcia papieru, skrawków przekazanych w ręce Billa, komendant wrócił do celi, w której przebywał Tom, a raczej – do pomieszczenia z szeregiem kilku segmentów odseparowanych od siebie. Spojrzał na niego dziwnie, a następnie wstał, gdy policjant wsunął klucz w zamek żeliwnych drzwi i rozchylił je, by mógł wyjść. Następnie nakazał, aby wysunął nadgarstki w jego stronę, później stal która je krępowała, łatwo ustąpiła. Objął je i rozmasował, ażeby pozbyć się niemiłego odczucia, tego, że zostawiły ślad na jego skórze.
            - Mieć takiego przyjaciela, brata, nie wiem kim dla ciebie jest, to skarb. – Uśmiechnął się i gestem nakazał, że może już iść. Zdziwił się, że nie musi nic podpisywać, ale nie powiedział już nic, podziękował wdzięcznie i wyszedł na zewnątrz, gdzie oparty o metalową barierkę stał Bill, objąwszy się w pół i palący papierosa.
            Tyle myśli krążyło w jego głowie… Co też strzeliło mu do głowy, by wykupić jego winy cielesnością? Wciąż drgały w nim emocje przebytej rozkoszy, bo choć było to szalone i nieprzewidziane – też cholernie dobre. Może zawsze szukał czegoś innego niż bycia czyimś podwładnym? Może musiał tylko poczuć, żeby zrozumieć, że nie jest homoseksualistą, a bi? Może chciał lepiej zrozumieć Toma i jego psychikę… A może jest tylko niewyżytym skurwysynem przywdziewającym owczą skórę, podczas gdy wewnętrznie czai się w nim wilk?
            Tom pospiesznie zbiegł konstrukcją schodów i wsparłszy się o poręcz, spojrzał mu prosto w oczy. Chciał go zrugać, że zasłużył na tą karę lecz udowodnił mu, że warto go szanować. Obdarł go z honoru, a on dalej… stał tutaj, przed nim wybawiwszy z opresji. Trzymał w ręku jakąś papierową torebkę, nie chciał zagłębiać się w jej szczegóły, po prostu objął wierzchem szerokiej dłoni jego policzek.
            - Dlaczego to zrobiłeś, Bill?
            Zdziwił się widząc jego sylwetkę tak nagle wyłaniającą się z mroku jego własnych rozmyślań. Błyszczącymi, rozmarzonymi oczyma odwzajemnił spojrzenie. Nie odpowiedział wpierw, uparcie świdrując jego fizjonomię. Wypuścił dym z ust i wbił wzrok w plątaninę szarości unoszącej ku niebu, dopóki nie rozmyła się w nicość. Nie znikła przecież, wciąż tam jest, niszcząc warstwę ozonową chroniącą planetę przed promieniowaniem słonecznym.
            - Ja…
*Andy Black – We don’t have to dance              


Słowo od autora:
Jeżeli doceniasz moją pracę, zostaw jakiś znak po sobie... Każdy komentarz stanowi bezgotówkową zapłatę motywującą ku dalszej publikacji. Dziękuję.

8 komentarzy:

  1. Zajebiste! Uwielbiam to opowiadanie ale czasami się boję co ty wymyślisz i jak to wszystko właściwie się skończy. Czasami tracę nadzieję że to się dobrze skończy czyli Bill i Tom będą już zawsze razem i szczęśliwi. No i teraz też jest ten moment kiedy się boję. Że ten stosunek z tą kobietą zmieni coś w Billu. Może już tak bardzo nie będzie mu zależało na Tomie. Bardzo tego nie chce. No ale nie mam pojęcia co ich jeszcze czeka.
    Strasznie się cieszę że w ostatnim czasie dość często zaczęłaś awac nowe odcinki. Najwidoczniej ta przerwa która jakiś czas temu trwała była ci potrzebna. No ale jeśli miała sprawić że wrócisz do nas jak widać z weną to nawet dobrze. Liczę że już nie będzie takich przerw i zostaniesz z nami do końca. Ja zawsze czekam na nowy odcinek nawet po kilku miesiącach ciszy. Także wiedz że ja zawsze jestem i czytam.
    Pozdrawiam cię i całuję kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodnie z zasadą, że wszystkiego trzeba w życiu próbować... Poza tym Bill zrobił to tylko i wyłącznie w imię wyższego dobra - dla Toma i jego kariery, którą szczerze kocha i nie widzi w innym zawodzie. Czy cokolwiek ulegnie zmianie...? Zobaczymy. Co prawda koniec mam już dokładnie obmyślony, ale co po drodze się wydarzy i jak wpłynie to na mój zamysł - to już tylko czas pokaże, że tak powiem. Niekiedy zamysł zmienia się jak kameleon w moim przypadku. :D
      Nieważne ile mnie nie będzie, zawsze wrócę. Dziękuję pięknie za komentarz, pamięć, wszystko inne też, wiele to dla mnie znaczy. Całuję i ściskam mocno. <3

      Usuń
  2. Coraz bardziej się tu wszystko plącze i komplikuje. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się czegoś takiego po Billu. Nie dość, że uprawiał seks z kobietą, to jeszcze uwierzył jej na słowo jeśli chodziło o zabezpieczenie. Oby jeszcze konsekwencje tego nie zwaliły mu się jeszcze na głowę.
    A same opisy... jak zwykle... mistrzostwo. Nic dodać nic ująć. :D
    Pozdrawiam i oby wena Cię nie opuszczała :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z góry założyłam, że - tak przeklnę sobie - cała fabuła będzie popierdolona i poplątana, resztę rzeczy zaś muszę skorygować któregoś dnia, bo zdaję sobie sprawę, że mogą być kontrasty lub coś się nie zgadzać. ;D
      Bill jak zwykle lekkomyślny... Kto wie, może i jego narwańczy tyłek dopadnie jakaś chlamydioza bądź inna kandydoza. Chociaż bardziej skupiłabym się na ich relacji bez rzeczy pobocznych, bo zacznie się dziać, może nawet iskrzyć bardziej, niż na początku. Może potrzebny był ciężar doświadczeń, ażeby znów się odnaleźć?
      Dziękuję ślicznie za komentarz i bardzo mi miło znów cię tu widzieć, czytać, buźka ;*

      Usuń
  3. Nadrobiłam! Relacja Billa i Toma przypomina trochę zabawę w kotka i myszkę, raz się do siebie zbliżają, by następnie czymś się poróżnić. Takie to życiowe. Nie spodziewałam się, że Bill przystanie na propozycję kobiety i będzie uprawiał z nią seks w toalecie an komisariacie! Zrobił to dla Toma, ale mimo wszystko! I dodatkowo uwierzył na słowo obcej babie, jakiż on lekkomyślny!
    Każdy rozdział zawsze jest dla mnie wielką niewiadomą, zaskakujesz pomysłami i oczarowujesz opisami, o wyrażaniu przemyśleń bohaterów nie wspominając, kochana. Zaczynam czytać z zainteresowaniem i z jeszcze większą ciekawością kończę, czeakając na dalsze wydarzenia. Tak jest i tym razem!
    Buziaki, niech wena będzie z Tobą! :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim i co najważniejsze: dobrze widzieć cię tutaj, względem załapanego, wspólnego języka tym bardziej!
      Bill jest człowiekiem złamanym, bogatym, odnoszącym sukcesy. Doskwiera mu nuda i przez sam ten fakt nie zlęknie się niczego, ale czy można go winić? Popełnił grzech, ale uczynił go w imię większego dobra. Zapisze to we wspomnieniach, może Tom kark mu za to skręci, może w końcu zacznie doceniać i pozwoli na szczęśliwe zakończenie? Które Theo obróci w proch... Kto wie jak to będzie, bynajmniej każdy szczegół przybliża nas do punktu kulminacyjnego, końca historii. Banału nie obiecuję, zbrodni też nie. Co będzie to będzie.
      Dziękuję za komentarz, tak bardzo wartościowy i łechczący moje ego! Buziaki i ściskam mocno. <3

      Usuń
  4. Z Billa to też dobry gagatek, kocha Toma, ale co mu tam zerżnąć jakąś pannę w toalecie posterunku, ale jeśli to cena zniszczenia niechlubnej kartoteki Toma, jest rozgrzeszony. I chyba najważniejsze, że znów są blisko, a może wreszcie uda się być jeszcze bliżej?
    To tyle, nie będę przecież nieskończenie powtarzać, jak podoba mi się Twój pisarski warsztat.
    Całuję i ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dziękuję za komentarz, skarbie!
      Mówiłam, iż Bill tylko powierzchownie jest zniszczoną przez życie ciotą. Życie zmieniło go, złamane serce sprawiło, że mimo miłości, zachowuje się tak, jak zachowuje. I tylko jedna osoba może go ocalić... Czy ocali? Kto wie...

      Usuń