sobota, 5 grudnia 2015

6

Dzień dobry, dobry wieczór...
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, stąd nieważne jaka pora dnia czy nocy, witam!
Standardowo mam opóźnienie, wiem. Możecie mnie bić, poniewierać, wyzywać - pozwalam. Dziękuję także za wszystkie miłe słowa, za zainteresowanie, za to, że jesteście... 
Zostawiam wam też piosenkę, która była moim natchnieniem podczas pisania: click

Miłego czytania, skarby!

ROZDZIAŁ VI




„Anxiety and pain used to bring me down,
All these skills of late made me now”.






Oparł się o uchylone drzwi lodówki, z ciekawością przemierzając wzrokiem kolejne półki, dopóki nie znalazł jogurtu naturalnego. Wyjął go, odłożył na blat kuchenny sięgając do jednej z szafek, z której wyciągnął pełnoziarniste musli i płatki owsiane. Sięgnął po miseczkę, którą wcześniej sobie przygotował i wypełnił jej dno jogurtem. Wkroił kilka truskawek, dołożył amerykańskich borówek, malin i posypał mieszanką nasion, pestek i suszonych owoców w różnych postaciach i proporcjach.

Usiadł przy stole ustawionym bokiem do okna i już miał zacząć jeść, kiedy przypomniał sobie, że nie wziął ze sobą kubka z kawą. Westchnął, po czym uniósł się i capnął go z blatu, wracając na swoje miejsce. Cieszył się, że był na tyle mądry, aby kiedyś pokusić się o mały telewizor  jaki zawiesił na ścianie, dzięki czemu zawsze mógł obejrzeć poranne wiadomości bez przeflancowywania się do salonu.

Włączył odbiornik przyciskiem w górnym rogu pilota, po czym ustawił interesujący go kanał i odłożył na bok. Skupił swoją uwagę na obrazach przesuwających się po płaskim kineskopie, kiedy raczył się swoim śniadaniem w akompaniamencie głosu spikera, stukotu łyżki o dno naczynia i siorbaniem kawy.

Cienki pasek informacyjny na samym dole informował o kilku niefortunnych wydarzeniach na jednej z głównych autostrad prowadzących do miasta, co oczywiście, nie uszło jego uwadze. Przeżuwając swoje śniadanie, zwiększył głośność, wsłuchując się w nadchodzące wiadomości.

- Zderzenie tira z autokarem wiozącym nastolatki z bogatym zapleczem finansowym pochłonęło sześć ofiar śmiertelnych, a szesnastu zostało rannych. – dziennikarz mówił płynnie, odpowiednio operując barwą głosu. Budował napięcie, a Tom, który jeszcze przed chwilą zajadał się swoim śniadaniem ze smakiem, odłożył łyżkę na bok i przełknął głośno ślinę. Nagle zrobiło mu się niedobrze i poczuł, jak krew odpływa z jego twarzy, pozostawiając ją bladą oraz przerażoną. – Samochód zderzył się z autem, które próbowało wyprzedzić inne; nie wiadomo wiele na ten temat, ale z zaufanych źródeł wynika, że są to osoby publiczne.

Poczuł, że zaczyna się w nim gotować. Żołądek skurczył się do wielkości piłki pingpongowej i wiedział, że nie przełknie już ani kęsa. Spojrzał na pozostałość jogurtu z owocami i musli z żalem, po czym zwrócił wzrok na powrót w stronę płaskiego ekranu.

Przypomniał sobie sytuację z poprzedniego dnia, a w jego głowie zakwitła pewna myśl. Czyżby to, co się działo na jego zmianie, miało coś wspólnego z tym? Czy ofiary z tego wypadku również zostały przetransportowane do miejsca, w którym pracował? Zagryzł wargę. Nawet jeżeli byłoby tak, jak pomyślał, to do jasnej cholery, dlaczego zatajano przed nim fakty? Jonathan wiedział, że jego emocje wymykały się spod kontroli jedynie wtedy, kiedy mówił o Billu. Jako jego mentor i lekarz nadzorujący staż, musiał pamiętać to, co razem przeszli. A może nie chodziło o to? Może po prostu się o niego martwił, stąd to dziwne zachowanie? Znowu przesadzał i wymyślał? A może to, co czuł zaczęło zakrawać o obsesję…?

Bill był jego obsesją. Bill wciąż jest jego obsesją. Nawet, jeżeli nie ma do niego żadnych praw.

Przypomniał sobie o tym, o czym rozmawiali, kiedy przypadkiem odnaleźli się w klubie po latach. Teraz wiedział, że to nie mógł być jedynie zbieg okoliczności, a coś więcej, coś jak opatrzność losu na przykład. Coś ciągnęło ich ku sobie, zbliżało do siebie. Nawet, jeżeli rany wciąż były świeże, a z nacięć sączyła się krew. Mieli się spotkać i porozmawiać, to znaczy, Bill miał podjąć decyzję, czy w ogóle chce się z nim widzieć. A on obiecał, że przyjdzie. Będzie czekał. Może zrobi z siebie idiotę i pozwoli się wystawić, ale jeżeli nie spróbuje, nigdy się nie dowie…

Wzdychając teatralnie po raz kolejny tego poranka, odniósł brudne naczynia do zlewu, wyłączył telewizor i poszedł do łazienki, by wziąć prysznic. Skrócił zarost, który zaczął wymykać się spod kontroli, uczesał włosy w modny kok na jej czubku, po czym poszedł się ubrać, nie za bardzo zwracając uwagę na to, co na siebie wkłada. Nigdy nie był typem człowieka, który zbytnio przykłada się do najnowszych trendów, jednak braku wyczucia smaku nikt nie mógł mu zarzucić. On po prostu miał to we krwi. Kilka rozpylonych kropel swojego ulubionego „Sauvage” od Diora naznaczyło skórę na jego szyi elektryzującą mieszanką zapachów rozpuszczonych w alkoholu. Uśmiechnął się łobuzersko do swojego odbicia w lustrze, po czym przetransportował się do przedpokoju, gdzie wyjął z szafki na buty czerwone adidasy „Nike” i założył je, narzucając jeszcze skórzaną kurtkę na tors.

Trzymając klamkę drzwi wyjściowych w dłoni, przypomniał sobie, że nie wziął kluczy od auta z salonu.

- Moja skleroza przechodzi dziś ludzkie pojęcie – burknął do siebie, wracając się, by je wziąć. Tym razem, upewniając się, że niczego nie zapomniał, wyszedł z domu i skierował się w stronę podziemnego parkingu pod apartamentowcem, w którym mieszkał.

~

Dziwiło go, że dzisiejsze natężenie ruchu na drogach Los Angeles jest tak niskie. Tam, gdzie z reguły utykał w korkach niezależnie od godziny, dziś panował spokój i dziwna pustka. Czuł się zaniepokojony tym faktem, tak, jakby w jego wnętrzu mieszkała bestia, która wyczuwając niebezpieczeństwo wychyla łeb ze swej bezpiecznej kryjówki, żeby go ostrzec. Nie lubił tego potwora, jak zwykł go nazywać, bo przyprawiał go o zawroty głowy. Mimo całej siły i dojrzałości, wciąż miał sobie ból z dzieciństwa, czuł piętno odrzucenia i choć spychał wspomnienia w odległe zakątki świadomości, ta zawsze znajdowała nieodpowiedni moment, żeby mu o tym przypomnieć. Może to kwestia tego, że dawno się tak nie denerwował, bo nie wiedział, co może go spotkać. Nie wiedział. A nieświadomość jest gorsza od wiedzy ze względu na niepokój, jakim napełnia człowieka to, co dotąd nieodkryte.

Dojechał na miejsce równo za piętnaście czwarta, zaparkował samochód przed kawiarnią w specjalnie wydzielonym do tego miejscu i zastygł w bezruchu, z dłonią wspartą o kierownicę. Przestrzeń wciąż wypełniały ciche dźwięki jednej z jego ulubionych piosenek. Muzyka była jak balsam dla jego duszy; uspokajała, wprowadzała w trans, była zapomnieniem. Czuł ją. Nie potrafił ograniczać się do jednego, konkretnego gatunku, dlatego słuchał wszystkiego, co wpadło mu w ucho. Od heavy metalowych zespołów jak AC/DC, do czegoś bardziej błahego i banalnego jak Enrique Iglesias. Wypuścił nagromadzony dwutlenek węgla z płuc i zastąpił je głębokim haustem świeżego powietrza. Musiał się uspokoić, jeżeli nie chciał wparować tam rozdygotany jak topola chybocząca się na wietrze.

Myśli szalały, kotłowały się w jego głowie, wyprowadzały z równowagi. Instynkt nakazywał ucieczkę, zaś mózg zarzucał mu tchórzostwo. Właśnie teraz musiał tak reagować…? Kiedy wszystko miało się wyjaśnić? Kiedy miał uspokoić pesymistyczne wizje pewnością, że Billowi nic się nie stało? Że to zbieg okoliczności? Zaraz… Przecież to on wymyślił, że w tajemnicy Jonathana może chodzić o niego. To wszystko działo się tylko w jego głowie. Nie miało miejsca w rzeczywistości.

Tak przynajmniej starał się sobie wmówić, kiedy trzasnął drzwiami i zablokował je wciskając przycisk wbudowany w klucz od auta.

Szedł tak szybko, że nawet nie zorientował się, kiedy przestrzeń wokół niego zmieniła się, a on zajął miejsce nieopodal okna, przy stoliku do którego były dostawione dwa, pokryte czarną skórą fotele. Zapadł się w obezwładniającej miękkości i ukrył twarz za płaszczyzną dłoni. Usłyszał czyjś głos; ciepły i miły, a w jego sercu wezbrała nadzieja, że może to Bill…? Jednak gdy odjął rękę od twarzy i spojrzał wzwyż, poczuł się zawiedziony. To tylko kelner, który jest tu, aby go obsłużyć. „Że też wszystko musi się sprowadzać do jednego, kurwa!” – pomyślał, po czym wykorzystując wszystkie swoje aktorskie zdolności, zamówił typową małą czarną. Młody mężczyzna uśmiechnął się tylko, gdy usłyszał jego prośbę, wracając po niedługim okresie wraz z płynną używką, której Tom sobie życzył.

Wpatrując się w kłęby pary unoszącej się znad filiżanki z kofeinowym naparem, zawahał się. Siedział tu już jakiś czas, a Billa jak nie było widać, tak nie widać nadal. Lęk wezbrał w nim niczym fale na szalejącym morzu, które zbliżają się do brzegu, by zalać ląd swoją furią…

Piętnaście minut. Dwadzieścia. Trzydzieści. Godzina.

Wciąż nic.

Zostawiając kelnerowi spory napiwek, wystrzelił z kawiarni jak poparzony, wiedząc, że kolejny przystanek na dzisiejszej liście to: KAISER PERMANENTE MEDICAL CENTER. Musiał wiedzieć, bo nie zniesie tej nieświadomości! Wyrzucał sobie infantylizm, że nie poprosił Billa o numer, bo teraz mógłby zadzwonić i po prostu się upewnić. A tymczasem tkwił w miejscu i nie mógł się ruszyć; ani w przód, ani w tył.  Dowie się. Niezależnie od kosztów i to już niedługo. Nic nie jest w stanie powstrzymać człowieka, którego zżera ciekawość.

~

- Padam z nóg – jęknął Bill, kiedy weszli do hotelowego pokoju. Odnalazł łóżko, na które rzucił się w ubraniach i zapadł w miękkiej pościeli. Uniósł głowę o kilka centymetrów i odszukał dłońmi poduszkę, którą bezceremonialnie pod nią wepchnął układając się wygodnie. Przymknął powieki, a jego twarz nie wyrażała nic ponad nieziemską błogość. Dla zmęczonego człowieka nie istnieje większa przyjemność niż możliwość położenia się w wygodnym łóżku. A jeżeli ma się pod ręką osobę, którą darzy się uwielbieniem, mógłby umrzeć w spokoju i nawet nie zwróciłby na to zbytniej uwagi.

- Ja też – odpowiedział krótko Tom, siadając na skraju wypoczynkowego mebla. Ułożył dłoń obok własnego uda i wygładził pościel jej wewnętrzną stroną. – Pomyśleć, że jeszcze godzinę temu byłeś gotów iść do klubu i imprezować całą noc. – dorzucił cynicznie, co spotkało się z odzewem w postaci salwy śmiechu wydobywającej się z gardła czarnowłosego.

- Na to znalazłbym siłę nawet teraz – stwierdził entuzjastycznie, po czym uniósł się na łokciach wbijając natarczywe spojrzenie w plecy kochanka. Pożerał wzrokiem jego silnie rozbudowane ramiona i nagle zapragnął zatonąć w ich mocnym uścisku po raz kolejny. – Tom... – jęknął.

- No co Tom znowu? – zapytał rozbawiony, spoglądając na niego. Iskry, które tańczyły w jego oczach i róż jaki zakwitł na policzkach zdradziły jego pożądanie, więc Tom wiedział już, co zaraz usłyszy. Miał zamiar jednak trochę go podenerwować zanim odbierze swoją nagrodę w postaci chętnego, młodego ciała wijącego się pod nim.

- Nie wiesz? – Bill wykrzywił usta w podkówkę, wyglądając na zawiedzionego. Podniósł się do pozycji siedzącej, po czym przylgnął torsem do pleców Toma. Ramiona zarzucił za jego szyję, oplatając smukłymi palcami własny nadgarstek. Długie nogi objęły mężczyznę w pasie, krzyżując się na wysokości kostek. Uwięził go w ciasnej klatce zbudowanej z własnego ciała.

- Nie mam zielonego pojęcia… Powiesz mi? – drażnił się dalej. Wykorzystał dezorientację kochanka, który już miał zacząć marudzić i protestować, by sięgnąć za siebie i sprytnie wciągnąć go na swoje kolana. Lubił górować nad nim, wykorzystywać siłę, którą miał. Przewaga. Dominacja. Te dwie rzeczy były jak narkotyk za każdym razem, kiedy pomyślał o Billu. Czemu, do cholery, aż tak go podniecał?

- Chcę się z tobą kochać – wypalił bez chwili zastanowienia, a Tom zbaraniał. Zawsze na niego działał, ale te słowa były jak iskra, która zniewoliła jego męskość i sprawiła, że jego bokserki nagle stały się zbyt ciasne.

Zanim zdążył pomyśleć o kolejnym ruchu, poczuł jak dłonie opierają się na jego policzkach, a czyjeś wargi wpijają się w jego usta. Pocałunki pełne pożądania, tęsknoty, ognia, który trawił ich trzewia. Pragnienie, które musieli zaspokoić, jeżeli nie chcieli spłonąć, umrzeć. Zęby Billa ujęły srebrny kolczyk zdobiący jego dolną wargę, a on przeciągnął dłońmi wzdłuż jego ud, osiadając na zgrabnych pośladkach i mocno je ściskając. Chłopak westchnął cicho pod nosem, a wzdłuż kręgów kręgosłupa przebiegł dreszcz. Silny i obezwładniający.

Uwielbiał jego pośladki. Były jędrne, ale i miękkie, odpowiednio naprężone i kształtne. Pod wpływem pieszczoty napinał mięśnie, a gdy się rozluźniał, jego krtań opuszczała seria pomruków i niemal bezgłośnych jęków. Im większą rozkosz mu dawał, tym bardziej czuł się podniecony. Jak nakręcająca się spirala, która dochodząc do pewnego punktu, nie może zawrócić i zmienić biegu wydarzeń. Oderwał usta od jego warg, sunąc nimi ku podbródkowi; stamtąd linią żuchwy dopadł do ucha, którego chrząstkę mocno zagryzł. Wysunął koniuszek języka torując śliską dróżkę po wrażliwej skórze za jego płatkiem, zniżył pieszczotę na jego szyję i zasugerował się linią jaką wyznaczała niebiesko-sina tętnica pulsująca pod cienką warstwą cielistego materiału, w który odziała go natura. Czuł słonawy posmak jego skóry w ustach, a narząd węchu omamił jej niecodzienny zapach. Tak… Gdy pragnął się kochać, pachniał specyficznie, a atomy powietrza wręcz drgały, przyciągając go i uzależniając.

Wsunął niecierpliwe dłonie pod materiał jego koszuli, zagarniając pod ich powierzchnię jak najwięcej ciała. Dotykał go i pieścił tak, jakby był instrumentem spoczywającym w jego dłoniach, tak, jakby to, co robił było jedynym sposobem na wydobycie najpiękniejszych dźwięków z jego gardła. Lubował się w tym i kochał to, nie potrafił przestać, choćby ceną za jego niesubordynację i demoralizujące pragnienia była śmierć.

- Och, Tom… - westchnął Bill, czując jak opuszki cudzych palców zsuwają się niżej, zahaczając o gumkę bokserek wychodzącą spod spodni. Wiedział, że właśnie tego pragnął, właśnie teraz, tu, bez grama sprzeciwu…  Nie mógł jednak czekać ani chwili dłużej, nie potrafił się opanować i pozwolić drugiemu, aby nadawał tempo. Był zbyt napalony i spragniony, musiał dostać w swoje dłonie to, czego szczędzono mu przez kilka długich dni.

Bill oparł dłonie o silne barki Toma i zmusił, aby położył się na wznak. Przesunął się wyżej, siadając okrakiem na wysokości jego krocza, a jego biodra samoistnie wykonały kilka sugestywnych ruchów.

- Igrasz z ogniem, Bill – warknął Tom, opierając dłonie na wysokości jego pachwin, a opuszki palców mocno wbiły się w skórę za materiałem spodni. Ten zaś uśmiechnął się jadowicie w odpowiedzi i schylił się, aby zagryźć jego sutek odznaczający się na tle smolistej koszulki. Tom westchnął gardłowo i zacieśnił uścisk, po czym rozpiął rozporek jego spodni, wsuwając dłoń głębiej, tak, aby podrażnić naprężoną męskość ukrywającą się pod materiałem bokserek.

Oddając się cielesnym rozkoszom do ich uszu dotarł niesforny dźwięk telefonicznego dzwonka. Bill zmarszczył brwi, a Tom uniósł jedną z nich w wyrazie zaskoczenia.

- Nie odbieraj – poprosił cicho młodszy, wydymając wargi i patrząc na niego błagalnie. Tom przełknął ślinę, jednak wbrew jego woli zrzucił go z siebie, by dosięgnąć smartfona spoczywającego na jednej z szafek nocnych. Kiedy spojrzał na ekran, serce zamarło mu w piersi, a na czole pojawiła głęboka zmarszczka. W gardle formował się słup, który uniemożliwił mu wydobycie z siebie choćby najmniejszego dźwięku.

- Kto to?

- Nie chcesz wiedzieć. – uciął.

- Powtarzam: kto to? – Bill nie dawał za wygraną, kiedy jego ciekawość przejmowała kontrolę.

- To ona.

Ona…? Czyżby to była ta, która…? Nie, niemożliwe… To nie może być prawda.

Bill zerwał się z łóżka jak poparzony i uprzednio zabierając swoją kurtkę i papierosy, wypadł z hotelowego pokoju jak burza, nie wiedząc co myśleć.

~

Rozchylił lekko powieki, jednak zamknął je równie prędko, jak otworzył. Oślepiło go jasne światło, sterylny zapach szpitalnej pościeli i szum na korytarzu. Wyraźnie słyszał zbliżające się głosy, dyskutowały o czymś namiętnie, jednak nie miał siły się nad tym zastanawiać. Bolała go każda cząstka skóry, mięśnie wołały o pomstę do nieba, a w głowie znieczulonej niebotyczną ilością środków przeciwbólowych lekko szumiało. Jak się tu znalazł? A może dalej śpi, a to wszystko, cała szpitalna rzeczywistość jest jednym z omamów, które nawiedzają go we śnie?
           
            Uniósł się o kilka centymetrów, opierając potylicą o miękką poduszkę. Zmusił do otwarcia oczu po raz kolejny, po czym spojrzał w bok, gdzie w zgięciu łokcia utknął wenflon dostarczający składników odżywczych potrzebnych jego ciału. Skrzywił się malowniczo, klnąc wewnętrznie na bezmyślność lekarzy. Czy nikt im nie powiedział, że nienawidzi kroplówek? Kretyni.

            Obolałą ręką sięgnął do przeszkadzającej mu rzeczy, bez mrugnięcia powieką wyciągając grubą igłę z żyły. Odrzucił ją na bok, po czym zgiął rękę, aby zatamować potencjalne krwawienie i przekręcił się tak, aby usiąść na skraju łóżka i spuścił stopy na zimną posadzkę. Po kilku minutach wsparł dłonie o pościel po obu stronach swoich ud, zniżając je, gdzie zacisnęły się na krawędzi łóżka.

            Spojrzał w kierunku drzwi i westchnął. Musiał sobie przypomnieć co takiego odwalił poprzedniej nocy, że wymagało to wizyty w szpitalu. Ostatnią rzeczą jaką pamiętał była rozmowa z Olivią w drodze do jednego z hałaśliwych klubów na obrzeżach miasta, a później… Pustka. Wszechogarniająca pustka, która zmieniła się w rzeczywistość kiedy zorientował się, że znajduje się w takim miejscu, a nie innym.

            Nagle ktoś wpadł do sali zziajany, przyciągając jego wzrok.

            - No nie… Znowu ty? – jęknął, wbijając zawzięty wzrok na ścianę ponad jego ramieniem.


6 komentarzy:

  1. Kim jest ona? To mnie zaintrygowało... Czyżby jakaś "była" Toma? I dlaczego ten telefon z retrospekcji był tak ważny, że musiał odebrać w takiej chwili? Jesteś okrutna dla swojego bohatera. Teraz jeszcze na dodatek ten nieszczęsny wypadek. Fabuła nasiąknięta jest adrenaliną, a ja czytałam z takim jakby lekkim dreszczem niepewności. Świetnie kochanie, lubię czytać Ciebie i płynąć przez Twoje słowa. Czekam na dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kim jest ona? Myślę, że dowiesz się w przeciągu kilku następnych rozdziałów! A tak naprawdę, doskonale wiesz, że mój mózg jest zbyt skomplikowany, aby pozwolić żeby ta historia była prosta. A to, co zawiłe i tajemnicze, zazwyczaj jest najbardziej ciekawe.

      Buziaki. :*

      Usuń
  2. Trafiłam tutaj z nudów,całkiem przypadkiem i muszę ci powiedzieć, że zostaję na dłużej. Piszesz superancko, wszystko mi się podoba, jest klimatycznie, jednak mam jedno ale. Odcinki są zdecydowanie za krótkie. Może i się wydaje, że są całkiem długie, ale kiedy tylko zacznie się czytać już się jest na końcu, dlatego myślę, że to jedyna rzecz, która mi się tutaj nie podoba. ( oczywiście czekam na najdłuższe z możliwych :D) I oby jak najszybciej pojawiła się kolejna część, bo moment w jakim przerwałaś..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowiek aż chce pisać, gdy czyta się komentarze takie, jak ten... Jestem wzruszona, dziękuję. Długość, długością, zawsze wychodzi na to, że dodaję okołu siedmiu/ośmiu stron w Wordzie i kto wie, może z czasem będzie ich więcej :)
      Kolejny rozdział pojawi się niedługo!

      Usuń
  3. kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiem dokładnie kiedy, ale pojawi się. Jestem mniej więcej w połowie rozdziału. :)

      Usuń