Rozdział VIII
“Vows are spoken to be broken,
Feelings are intense, words are trivial,
Pleasures remain, so does the pain.
Words are very unnecessary, they can only do harm”.
Feelings are intense, words are trivial,
Pleasures remain, so does the pain.
Words are very unnecessary, they can only do harm”.
~
Czuł piasek pod
powiekami i suchość w gardle, a jego myśli dryfowały w przestrzeni podobnie, jak statki na wzburzonym oceanie. Był niczym połączenie chmury gradowej i ciepłego,
letniego deszczu. Spokój i szał wypełniały go, gdy próbował transmutować chaos
w porządek; paradoks, który niejednego doprowadziłby na skraj rozpaczy. Jednak
on nie poddawał się, szukał złotego środka, normalności tam, gdzie nie
dostrzegał najmniejszego jej okruszka. Wszystko spadło na niego
niespodziewanie, był święcie przekonany, że teraz rozumiał dokładnie strach władający
wielkimi gadami tuż przed tym, jak z nieba spadł deszcz meteorytów. Ten, który
przykrył grunt grubym kocem ognia, a ten zaś zwiastował zagładę każdej
oddychającej istocie, która nie zdążyła odnaleźć kryjówki.
Od
ostatniej rozmowy z Tomem minął przeszło tydzień, a on wciąż nie mógł
dowiedzieć się kiedy upłynie ostateczny termin jego pobytu w szpitalu. Wciąż
wyrzucał sobie w duchu to, co spotkało Olivię, ale po rozmowie ze śledczymi
ciężar spoczywający na jego barkach odrobinę zelżał. W końcu nie mógł nic na to
poradzić, to nie on był kierowcą, który niemal wjechał w nich z naprzeciwka.
Pozostawała jeszcze kwestia tego, że gdyby posłuchał jej i gdyby oboje
pozostali tamtej nocy w domu – nic złego by się nie stało. A on nie musiałby
przeżyć tylu traumatycznych chwil, nie musiałby być ofiarą. Nienawidził
poczucia bezsilności i oddałby cały swój dorobek, gdyby mógł wrócić i usłuchać.
Ale nie, przecież on zawsze musiał zrobić po swojemu, był buńczuczny,
zwariowany i zbuntowany. Gdy ktoś mówił mu, co ma zrobić, jedyne, co było pewne
to fakt, że zrobi dokładnie na odwrót. Nienawidził zakazów i nakazów, uważał,
że skoro urodził się wolny, a jego nadgarstki nie zostały skrępowane grubym,
żelaznym łańcuchem, ma do tego prawo. I nikt nie jest w stanie zabronić mu
bycia sobą.
Przyłożył
dłoń do chłodnej szyby w szpitalnym oknie, opuszkami palców przebiegając drogą,
którą tworzyły krople deszczu ciągnięte w dół przez siłę grawitacji. Ironia
losu… Kochał być wolny, a jednocześnie podstawowe prawa fizyki oplatały go
niewolniczymi mackami.
Miał
mnóstwo czasu na to, żeby dojść do ładu ze swoją nienawiścią i bólem, który
nosił w sercu. Teraz, z perspektywy czasu, wydawało mu się, że zareagował zbyt
nerwowo. Tom miał prawo powiedzieć mu o tym co czuł, a on, jako człowiek
inteligentny, zrozumiałby przecież, że jego miłość się wypaliła. Wolałby
usłyszeć prawdę wtedy, zanim zobaczył to wszystko na własne oczy… Wolałby
odejść i nie oglądać go nigdy więcej, wylizać rany w samotności, a później
wrócić do świata żywych i może znaleźć kolejną miłość? Tymczasem czuł się jak
przybysz z innej planety, czuł, że nie potrafi już kochać, a wszystko to, co
dotychczas wyprawiał, robił dlatego, żeby zagłuszyć wycie zranionej duszy. Tego
odgłosu nie można było nazwać płaczem, ponieważ gdyby nauczyć ludzkie uszy
słyszeć więcej, a oczy widzieć to, czego nie możemy dostrzec; kwilenie
przerodziłoby się w żałosne zawodzenie, płacz w ryk, słowa w krzyk. Od tamtego
dnia jego twarz nie wyrażała nic konkretnego. Kiedy się uśmiechał, robił to sztucznie.
Kiedy się śmiał, jego śmiech przypominał ujadanie wściekłego psa, a nie radosny
odgłos. Kiedy żartował, robił to w sposób podły i dokuczliwy. Kiedy chciał się
rozpłakać, bo świat rzucał mu kłody pod nogi – robił najbardziej zaciętą minę
ze wszystkich, którymi operował i zamiast pozwolić sobie na łzy, rzucał
przekleństwami na prawo i lewo tak, jakby były niczym, jakby w głębokim
poważaniu miał uczucia innych osób.
Był
mężczyzną, a mężczyźni nie płaczą. Ktoś go kiedyś zranił, więc dlaczego inni nie
mogą czuć tego samego, co on? Świat zasłużył na cierpienie, a ludzie na
nienawiść. Na tych ostatnich też miał ograniczoną tolerancję, a nawet stojąc
pięć minut w kolejce do kasy irytacja budowała w nim napięcie tak silne, iż był
gotów rzucić się innym klientom do gardeł i rozszarpać skórę, dopóki
niebieskosina tętnica nie ujrzy światła dziennego. Jednak, chwilę potem,
reflektował się, że jego myśli są złe. Jego nastawienie jest złe. A to, co go
otacza to zwyczajne życie i przez sam akt narodzenia nie ma prawa dyktować
nikomu żadnych warunków. Natura zaprogramowała świat tak, aby przetrwali
najsilniejsi, choć człowiek od zarania dziejów buntował się przeciwko tej
niezapisanej regule i robił co mógł, aby stać się panem życia i śmierci.
Odwrócił
się od okna i westchnął. Był szczęśliwy, że mógł już chodzić po korytarzach i
nawet zejść do szpitalnego bufetu, aby zamówić kawę i w spokoju wypić ją w
jakimś zacisznym kącie. Dlatego teraz zarzucił na barki sweter, kierując się we
wspomnianym wcześniej kierunku. Gdyby dłużej stał w miejscu, oszalałby przez
natłok myśli i trafił do wariatkowa. Takich doświadczeń przeżył aż nadto,
dlatego robił wszystko, aby ustrzec kruchy umysł przed zatraceniem.
~
W jego głowie błąkało się wiele
myśli. Od najbardziej szalonych, jak i tych błahych, które niepozornie
zdobywają ludzkie serce pozostając w nim na dłużej. Pragnął stworzyć nowe
wspomnienia, takie, które są dla człowieka tym, czym woda dla roślin. Niezbędne
do życia i rozkoszne, gdy tęsknota rozpościera się nad horyzontem niczym
promienie słoneczne podczas świtu. Jego
życie było poukładane i można by rzec, że nigdy niczego mu nie brakowało, lecz
dopiero teraz poczuł, że naprawdę żyje. To było to. Świeży, wiosenny maj w jego
sercu i palący, letni sierpień w jego duszy. Był przepełniony miłością niczym
dzban, z którego krawędzi wylewa się krwistoczerwone wino. Żył. Żył życiem,
którego zawsze pragnął, a nigdy nie wierzył, że uda mu się pokochać kogoś
bardziej, niż kochał samego siebie.
Westchnął
głośno, zaciskając mocniej palce wokół obręczy kierownicy. Od wyznaczonego celu
dzieliły go ostatnie kilometry, a tam, na miejscu, wiedział, że zobaczy jego.
Tyle było słów i pragnień wyznawanych sobie wzajemnie pod osłoną nocy, tyle
szeptów, które wydobywając się z ust trafiały w nieprzenikniony ekran telefonu.
Bądź, wypływały spod palców, przelewając całe uczucie i myśli w słowa, które za
pomocą prozaicznego przycisku „enter” były dostarczane do tego, który podbił
jego serce. Gdyby tylko wiedział, jak bardzo ten drugi wariuje na jego punkcie,
jak bardzo uzależnia go od siebie… Dostrzegłby, że staje się to niebezpieczne i
gdy jemu coś się odwidzi, ten drugi może wyrządzić sobie dotkliwą krzywdę. To
nie było ważne, ponieważ liczyło się tylko to, co jest tu i teraz, cała reszta
pozostawała w tyle i była niczym. Teraz nadszedł czas, aby cieszyć się chwilą i
korzystać z niej, a to, co przyniesie jutro jest nieistotne. Zdawał sobie
bowiem sprawę, że każdy moment z Billem umili mu walkę z rzeczywistością tak,
jakby była senną marą, która zostanie pokonana przez blask dnia.
Zatrzymał
się na parkingu nieopodal opuszczonej od dawna knajpy i był rad, że oprócz
niego nie ma tu żadnego samochodu, w którego wnętrzu znajdowałaby się
jakakolwiek istota złożona z krwi, kości i bytu niematerialnego. A nawet jeśli,
nie chciał zawracać sobie tym głowy, bo wiedział, że nikt nie może przeszkodzić
mu w kontemplacji uczuć, które zrodziły się w jego wnętrzu. Dziwne uwielbienie
przeplatane wstęgą fascynacji, która niczym woda spływająca z klifu tworzyła spienione
bałwany na tafli jeziora; stres, który wypełniał żyły trwogą, ale i
podekscytowanie, jakoby każda sekunda oczekiwania gładziła po brzuchu potwora
ukrywającego się gdzieś w jego trzewiach.
Z
zadumy wyrwało go ciche stukanie o szybę. Nieprzytomnie rozejrzał się wokół, a
gdy wzrok przedarł się przez ciemność zauważając szczupłe nogi odziane w
obcisły materiał, przestał myśleć. Uchylił drzwi do samochodu, po czym
rozpostarł je szeroko, aby opleść dłonią nadgarstek tajemniczego człowieka i
wciągnąć go do środka. Uprzednio odpowiednio manipulował wolną ręką, tak, aby
usiadł okrakiem na jego silnie umięśnionych udach.
Wiedział
kim był. Wiedział, że ten, którego bez precedensów przyciągnął do siebie to
Bill. Nikt inny nie mógł wiedzieć o tej schadzce, a cała noc należała do nich.
Z całym jej pięknem zaklętym między drgającymi atomami powietrza.
-
Myślałem, że ten moment nigdy nie nadejdzie… - wyznał czule, ściszonym tonem
głosu. Silne ramiona Toma oplotły ciasno jego ciało, tak ciasno, jakby zamykał
go w żelaznej klatce, od której klucz wyrzucił za okno. Wetknął nos między
kosmyki ciemnych włosów, racząc się ich słodkawym zapachem, który mógłby
przysiąc, że czuje po raz pierwszy w życiu. Zresztą, odkąd pierwszy raz poznał
smak i zapach jego ciała wiedział już, że mógłby rozpoznać go w tłumie pośród
setek obcych mu twarzy. Należał do niego, więc już samo to czyniło go
wyjątkowym i niepowtarzalnym.
Tom
posiadał pewną blokadę przed okazywaniem uczuć. Wolał udowodnić je czynem, niż
słowem ponieważ w przeszłości ludzie mówili mu, że słowa to tylko słowa, a
liczy się nie to, co mówimy, a to, co robimy. Wydawało mu się, że widzieli go
jedynie przez pryzmat słów, jakie wypowiadał, nie wierzyli, że miłość ma
odzwierciedlenie w rzeczywistości. Toteż nauczony błędami przeszłości, w ten
związek pragnął wcielić więcej, starał się bardziej, mocniej mu zależało…
Jednak gdzieś tam, w oddali, paliła się lampka ostrzegawcza, którą starał się
zignorować. Przecież zaangażowanie to rzecz całkiem normalna, nieprawdaż…? Nie
ma w tym nic złego, kiedy pozwolimy sobie na zależność od drugiej osoby, kiedy
pozwolimy jej stać się całym naszym światem. Niemniej jednak wiedział, że jest
jeszcze dość młody i także musi się wiele nauczyć.
-
Bez ciebie każda sekunda jest jak wieczność - Bill zaśmiał się przez jego
gwałtowność. Kochał to w nim, to, że jest wiecznie spragniony i tylko sobie
znany sposób pociąga za odpowiednie struny w jego ciele by wydobyć z jego
gardła najpiękniejszą gamę jęków i westchnień. Nie przypuszczał, że seks może być
tak przyjemny, dotykać głęboko, łechtać jego wrażliwość tak lekko, jak stopy
kroczące po dywanie utkanym z delikatnych płatków kwiatów.
-
Kocham to ciało, jesteś piękny… - Tom mruknął bardziej do siebie, niż do niego,
po czym szybkim ruchem pozbył się materiału, jaki okrywał jego tors. Poczuł
przypływ adrenaliny przez fakt, że ktoś mógł ich zobaczyć – nie martwił się tym
jednak, znajdowali się na totalnym odludziu, zamknięci w czterech ścianach
samochodowych blach… Oparł dłonie po wewnętrznej stronie jego ud i zaborczym
pociągnięciem zsunął je, aż do jego kolan. Usta przyparł do jego szyi, wędrując
wzdłuż tętnicy kryjącej się za bladą skórą, ścieżką pocałunków i drobnych
przygryzień. Oddychał nim, niczym najdroższym opium, uzależniając się i pragnąc
coraz mocniej. Pragnienie nagliło go, stąd wiedział, że nie zdoła powstrzymywać
się zbyt długo. Chciał go mieć, już, teraz, bez grama sprzeciwu! Musiał go
mieć… Jeżeli nie chciał umrzeć z pragnienia jak wędrowiec na pustyni. Zsunął
dotyk warg niżej, po czym okrążył językiem jeden z jego sutków, pociągając w
swoją stronę metalową ozdobę, która w nim tkwiła.
W
Billu zagotowało się z nadmiaru wrażeń. Znowu mu to robił… Był o wiele bardziej
doświadczony niż on, stąd byle dotyk doprowadzał go do obłędu i był gotów
zacząć krzyczeć, żeby przestał i wziął go jak najprędzej. Wplótł długie palce w
czarne włosy partnera, po czym mocno odchylił jego głowę w tył, by odnaleźć
jego usta i wpić się w nie wygłodniały niczym wilk. Ich języki od razu splotły
się ze sobą pogrążając w namiętnej pieszczocie, a Tom, wykorzystując ten
moment, odpiął sprzączkę jego paska, aby poluzować splot spodni na jego
biodrach. Przesunął dotyk dłoni na jego lędźwie, po czym sprytnie wsunął
opuszki palców za gumkę jego bokserek i spłynął niżej, dopóki nie zacisnęły się
na jędrnych pośladkach, które idealnie wpasowywały się kształtem w jego dłonie.
Bill westchnął prosto w jego rozchylone wargi, wbijając długie paznokcie w
skórę na jego barkach. Jasna cholera, co on z nim wyprawiał…? Budził do życia
te partie jego istnienia, które pozostawały uśpione do momentu, w którym jakimś
cudem trafili na siebie upojeni alkoholem.
Poczuł
jak opuszki palców Toma zakradają się w okolice wejścia w jego ciało, jak
nieśmiało muskają pierścień mięśni strzegący przyjemności, którą mógł mu
ofiarować. Jednak jeszcze nie teraz, jeszcze chwila… Bill chciał go nagiego,
chciał go podziwiać i napawać widokiem rozpościerającym się przed jego
powiekami.
-
Poczekaj… - mruknął, jednak Tom był nieugięty. Jego dłoń sprawiała, że wzdłuż
kręgosłupa młodszego przebiegł silny dreszcz, który zdołał doszczętnie go
zniewolić. Zagryzł z całych sił wargę, a jego determinacja chwilowo przejęła
kontrolę nad męskim podążaniem prosto ku jaskini rozkoszy, którą definitywnie
będzie akt, który zakończy wszystkie przyjemne tortury, jakie Tom dla niego
przygotował. – Poczekaj, mówię.
-
A wiesz gdzie to mam? – odpowiedział natychmiast Tom, ale Bill był szybszy. Był
rad, że jego partner wcześniej odsunął fotel kierowcy o kilka centymetrów w tył,
przez co teraz mógł zniżyć się i oprzeć kolanami o podłogę; rozchylił je
kusząco, po czym uniósł ramiona w górę i związał długie, czarne włosy w kucyk,
bez grama wstydu wpatrując się w jego oczy. Ten przełknął głośno ślinę i
zamrugał gwałtownie powiekami, ponieważ wiedział, że to, co się teraz stanie
będzie czymś, co wywoła chaos w jego wnętrzu… Coś, co napędzi machinę do
działania i w żaden sposób nie będzie mógł się zatrzymać. Zresztą, czy już nie
było za późno, aby jakkolwiek móc to zrobić?
Puścił
jego słowa mimo uszu i silnym pociągnięciem rozpiął rozporek jego spodni. Tom
uniósł biodra, przez co jego palce zsunęły niepotrzebny materiał wraz z
bokserkami do poziomu kostek, po czym oparł dłonie o jego kolana, rozchylając
jego uda, by mieć lepszy dostęp do jego nabrzmiałej już męskości. Ujął ją
pewnie u nasady i przesunął w kierunku główki, a kciukiem naparł mocniej na
ujście cewki moczowej. Tom gardłowo westchnął, przymykając na moment powieki i
mocno je rozchylając. Jego erekcja stawała się twardsza z każdą sekundą, a
każdy dotyk bardziej intensywny i przyjemny. Bill schylił głowę i objął go
wargami, docierając koniuszkiem języka w każdą nierówność wrażliwej skóry,
czując ją i pieszcząc intensywnie. Akompaniamentem ich zbliżenia była cisza
igrająca między liśćmi drzew znajdujących się nieopodal, skrzypienie fotela i
jęki rozkoszy, jakie obaj z siebie wydobywali…
Wsunął
dłonie pod materiał jego koszulki, drażniąc paznokciami skórę na jego
podbrzuszu i pnąc się wyżej, dopóki jego palce nie spoczęły na umięśnionej
piersi partnera. Przesunął nimi wzdłuż jego boków i oparł na szczupłych
biodrach, w tej samej chwili docierając ustami do nasady jego podniecenia.
Tomowi zaczęło szybciej bić serce, a powietrze w jego płucach zdawało wręcz
ciążyć. Tak, jak zawsze był gotów dręczyć go dopóki nie zaskoczy ich świt, tak
teraz wszystko, czego chciał, to osiągnięcie spełnienia w jego wnętrzu.
Pociągnął
go na siebie, niecierpliwymi dłońmi klucząc po chętnym, odsłoniętym ciele. Bill
czuł jego erekcję wbijającą się w skórę po wewnętrznej stronie jego uda, z
momentu na moment spalając się w ogniu pożądania. Jak można kochać tak mocno,
jak można pragnąć mocniej, niż zeschnięta ziemia pragnie deszczu…? Wszystko, o
czym wiedział to fakt, że jeszcze moment i rozpłynie się w nicość niczym dym.
Tom pozbył się resztek ubrań oblekających jego ciało, po czym obrócił go tyłem
do siebie, obsypując obnażone ramiona deszczem zwiewnych pocałunków. Dłoń
wsunął między jego uda, skrzętnie omijając sterczącą z wyczekiwania męskość, po
czym spłynął niżej, tam, gdzie najbardziej chciał się teraz znaleźć. Palce
wolnej dłoni wsunął między rozchylone wargi kochanka, a ten ochoczo oplótł się
wokół nich językiem, wbijając jego koniuszek w ich opuszki i okrążając, a gdy
miał dosyć, ponaglił go delikatnym przygryzieniem.
-
Niecierpliwiec… - mruknął zachrypniętym głosem, odnajdując między jego
pośladkami słodką tajemnicę strzegącą niewinności Billa. Ale czy on
kiedykolwiek był niewinny…? Mógłby przysiąc, że za twarzą anioła czai się
diabeł, który gotów jest na wszystko, byleby osiągnąć swój cel. Co najlepsze –
wcale mu to nie przeszkadzało, a intrygowało dziwnie, jakoby byli dwiema połówkami jednej całości.
Bill
nie zdążył skomentować jego zwięzłej wypowiedzi, kiedy poczuł jak niczym intruz
wbija się w jego ciało. Najpierw jeden palec, później drugi, którymi poruszał
na boki i wbijał głębiej, ocierając o wrażliwe ścianki, które powoli zaczynały
robić się wilgotne. Nerwowo zwilżył wargi językiem i jęknął przeciągle,
odchylił głowę w tył i oparł się potylicą o umięśnione ramię Toma. Oplótł
palcami nadgarstek Toma, gdy paznokcie drugiej dłoni wbił w wewnętrzną stronę
jego uda.
-
Wejdź we mnie… - jęknął błagalnie, wykonując kilka sugestywnych ruchów
biodrami.. – To trwa stanowczo zbyt długo… - Tom nie ociągał się, automatycznie
uwalniając dłoń od poprzedniego zajęcia. Nakierował atut swojej męskości na
jego wejście, wnikając w niego zaledwie jej koniuszkiem.
A
Bill doskonale wiedział, co ma zrobić. Złączył kolana ze sobą, opierając się
dłońmi o te należące do partnera, powoli nasunął się na niego, dopóki cała jego
długość nie zniknęła w czeluściach jego ciała. Wiedział, że daje mu jeszcze
większą ciasnotę, lepsze schronienie, cudowniejsze doznania… Taniec bioder,
który z każdą sekundą robił się bardziej szalony, a cały akt zakrawał o
zwierzęcą pasję. Docisnął się plecami do klatki piersiowej Toma, zarzucając
ramię za siebie tak, aby wbić paznokcie w skórę na jego karku.
Sami
nie wiedzieli ile czasu upłynęło, ile słów padło z ich ust. Ile razy powiedzieli
w myślach: „kocham cię”, choć żaden nie miał odwagi, aby wypowiedzieć głośno
czułe wyznanie… Pędzili ku bramom niebios i miłosnej agonii w zatrważającym
tempie, dopóki uda Billa nie zaczęły drżeć, a Tom nie wyszedł naprzeciw jego
ruchom. Przyspieszone oddechy i dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa, światło,
które westchnieniem rozkoszy przykryło ich świat łuną obezwładniającej
przyjemności.
Byli
dla siebie stworzeni i żyli dla siebie, stąd opadając z swojego własnego nieba,
Bill zebrał w sobie całą odwagę jaką miał i wypalił:
-
Myślę, że zakochałem się w tobie bez pamięci i… Ja… Ja cię kocham, Tom.
Tom
uśmiechnął się pod nosem, wolno gładząc go po udzie. Jego serce było lekkie jak
obłok płynący po lazurowym niebie i nie chcąc więcej niedopowiedzeń,
odpowiedział bez ogródek:
-
Kocham cię, Bill.
~
Noc zawitała już w jego
rzeczywistości, kiedy leżał w łóżku, tępo wpatrując się w sufit. Pamiętał
wszystko, co się wydarzyło w dniach, w których mógł poszczycić się mianem
szczęśliwego człowieka… Człowieka pełnego marzeń i celów, które pragnął
spełnić. Co się z nim stało, że zaledwie zawód na ukochanym sprawił, że
odechciało mu się starać i zachowywać pozory? Kimże był, że jednego dnia
przepełniała go motywacja do działania, a drugiego nie chciał wychodzić z łóżka
i witać się nawet z tymi, których dopuszczał blisko siebie i których nawet
uważał za przyjaciół? Teraz, kiedy nie miał nic do roboty, a bezsenność męczyła
go niczym kat, zastanawiał się. Gdyby świat inaczej ułożył jego życie, gdzie
znajdowałby się teraz…? Czy nie miałby się gdzie podziać i wynajmował
mieszkanie, pracując w sklepie spożywczym za marne pieniądze? A może, gdyby był
tylko zwykłym człowiekiem, który nie jest ani sławny ani bogaty, mógłby mieć
szczęście w miłości?
Nagle usłyszał, że ktoś wchodzi
do jego sali i cicho zamyka za sobą drzwi. Uważne kroki, które zmierzały wprost
do miejsca, w którym, udając, że śpi rozmyślał nad swoim życiem i tym, czy
zostało w nim cokolwiek z człowieka, którym był wcześniej. Szuranie nóg krzesła
o podłogę, które zamilkło dopiero tuż obok niego. Zamarł. Kto do cholery
przesiaduje tutaj po nocach? Kto ośmiela się przeszkadzać mu, kiedy potrzebuje
samotności? Ukradkiem uchylił jedną powiekę, jednakże ciemność była
nieprzenikniona i nie mógł nic zauważyć. Zaklął wewnętrznie na to, jak
ironiczny jest los, jednak zaprzysiągł sobie, że nie zdradzi się teraz, nie
powie głośno, żeby dana persona odwróciła się na pięcie i wyszła. Zżarła go
ciekawość, stąd udając pogrążonego we śnie, oddychał tak spokojnie jak wcześniej.
Poczuł, jak czyjaś dłoń wodzi
po pościeli tuż obok jego dłoni, po czym łapie ją i splata jego palce ze
swoimi. Chciał przełknąć ślinę, jednakże siłą woli zmusił się do tego, aby tego
nie robić.
- Wszystko
będzie dobrze, zobaczysz… Niczym się nie martw, bo to, co się dzieje jest
skutkiem tego, co niegdyś narobiłem. Chciałem dla ciebie wszystkiego co
najlepsze, a wszystko, czego dokonałem to przeciwieństwo pierwotnych zamiarów.
Tyle chciałbym ci powiedzieć, tyle chciałbym naprawić, chciałbym cię odzyskać…
Poczuć smak twoich ust, słuchać twojego śmiechu, denerwować się przez twoje
bzdurne zachowanie. Chciałbym cię chronić, a tymczasem dałem się zmanipulować,
oszukać osobom, które nigdy nie powinny mieć wpływu na to, co czuję do ciebie i
na to, co robię. A teraz, niczym ostatnia łajza przychodzę do ciebie wieczorami
kiedy już śpisz i mówię. Bo co mam zrobić? Tylko nieprzytomny nie jesteś w
stanie wywalić mnie za drzwi. Gdybym mógł wrócić do tamtych czasów,
powiedziałbym sobie samemu, żebym nie robił nic głupiego, bo wszystko, czego
pragnę mam w zasięgu swoich dłoni. Śpij dobrze, Bill… Pójdę już.
Za drzwiami
wybuchło jakieś poruszenie i było słychać hałas. Tom machinalnie puścił jego
rękę i zmarszczył czoło, nasłuchując i nie wiedząc, że Bill jest w szoku tak głębokim, iż żadne słowa nie byłyby w stanie wyrazić tego odpowiednio. Zamarł jak szmaciana kukiełka, jak metalowy słup przyrośnięty do
ziemi. Był wzruszony i wściekły, smutny i szczęśliwy, niepewny i… zaciekawiony.
Może to
była odpowiednia chwila, aby dotrzeć do prawdy u źródła, tam, gdzie wszystko
się zaczęło i od kogo się zaczęło. Musiał odnaleźć sprawców i umiejętnie
wyciągnąć każdy, nawet najdrobniejszy szczegół z ich gardeł. A później uda się
ze wszystkim do Toma, aby potwierdzić zasłyszane wersje, albo, zupełnie im
zaprzeczyć. O ile nie zapomni o tym jak już się obudzi.
- Gdzie
jest ten pieprzony Kaulitz, kiedy go potrzeba?! – usłyszeli, jednakże żadne z
nich nie chciało się ruszyć. Tom jednak podniósł się z miejsca i wyszedł zaraz
po tym, jak gwar i szmer ucichł, pozostawiając Billa samemu sobie. Ten zaś był
pewien, że wszystko to, co się wydarzyło wmówi sobie jako jedno z jego sennych
wyobrażeń. Bo tak do końca nie był pewien czy to, co się stało to prawda czy
może śnienie na jawie, a dużo łatwiej było nie wierzyć i przyjemnie się
zaskoczyć, niż wierzyć i poczuć, jak zawód przecina twoje serce na wskroś i
sprawia, że ufność odpływa w niepamięć jakby była jedynie wytworem wyobraźni
pijanych poetów.
Hmm, ale tu ciekawie.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to mieszanie czasów akcji, chociaż na początku nie mogłam się w tym zorientować, ale teraz stawiam przy tym plus. Wiemy, co było wcześniej, wiemy, co jest teraz. Ciekawa jestem, czy to się później jakoś ze sobą połączy w jedną całość.
Najbardziej zaskoczyłaś mnie Tomem lekarzem! O rety, nie mogłam się temu nadziwić, ale potem przypomniał mi się tekst z jakiegoś serialu - Doktor Sexy - i sobie pomyślałam, że może jednak to niezły pomysł... ;)
Dużo weny, wiary i radości w nowym roku :)
Ojej... Niezmiernie miło mi czytać o Twoich odczuciach, jak i o tym, że zdołałam zaciekawić chorymi wizjami swojego umysłu. A tam, wewnątrz mojej głowy wszystko jest dopracowane i skończone, wystarczy jedynie przelać myśli w słowa. :)
UsuńHahaha, tak! Doktor Sexy idealnie pasuje do Toma, chociaż czasem wspaniały wygląd może skrywać zniszczoną psychikę.
Za życzenia dziękuję raz jeszcze i nawzajem. :*
Aaa! Nie pomyślalabym nawet, że Nowa część pojawi się tutaj tak szybko, a jednak! Miłe zaskoczenie :) szczerze mówiąc ją też na początku nie ogarnialam ppmieszanych czasów, ale teraz wszystko jest w porządku, oczywiście to dodaje całemu opowiadaniu takiego charakterystycznego klimatu, lubię to. W ogóle jestem zdania, że takiego opowiadania, tak pisanego z doskonałym pomysłem nie da się nie lubić. Rozczulilo mnie to przychodzenie Toma w nocy do Billa, kiedy ten udaje, że śpi. Myślę, że kiedy jeszcze się tak nagada to ten mały uparciuch w końcu mu wybaczy. A skoro wszystko masz dopracowane do konca, to mam nadzieje, ze sprawnie będzie ci się pisało kolejne części, i że równie szybko jak ta będą się tutaj pojawiać. I wszystkiego najlepszego w Nowym roku kochana! :)*
OdpowiedzUsuńAch, czasem zdarza mi się wystartować jak rakieta kosmiczna, a z racji, że ostatnio trochę mnie wcięło, chciałam skrócić czas oczekiwania.
UsuńWiedziałam, że pomieszane czasy na samym początku mogą być problemem, jednakże o to chodzi w tej historii, aby dać wgląd w to, jak wyglądało ich życie, ich miłość, ich więź. To, co razem przeszli i jak mocno uzależnili od siebie, dlaczego ból trwa od lat i nie chce minąć.
Zanim Bill otworzy się i wybaczy, nieźle da Tomowi popalić, ale ten nie poddaje się nigdy, nawet wtedy, kiedy upadnie i obije sobie pośladki.
Strasznie lubię Twoje komentarze, są takie motywujące i optymistyczne... Dziękuję za każde słowo i życzę Ci tego samego. :*
Jestem i ja. To, że kocham Twój styl to chyba już doskonale wiesz.
OdpowiedzUsuńPodobała mi się ta część, a wiesz dlaczego? Bo wnosi wiele nadziei, że jednak między nimi poukłada się. Tom zbłądził, ale przecież kocha go wciąż tak samo, niezmiennie i nie może o nim zapomnieć. Rozczuliła mnie ostatnia scena...
Pisz kochana, pisz! Czekam niecierpliwie.
Nie da się zapomnieć miłości życia, nie da się wyrzucić jej z pamięci. Na każdym kroku przyłapujesz się na tym, że każdego partnera porównujesz do tego, którego Twoje serce pokochało najbardziej...
Usuń<3 Buziaki.